Niektórzy nadal uważają, że przyklejona do północno-zachodniego wybrzeża Krety wysepka Gramvousa to mityczna Ajaja, na której Odyseusz spędził rok podczas swojej długoletniej tułaczki. To na niej właśnie miała zamieszkiwać wróżka Kirke, która przyjęła i gościła bohatera homeryjskiej Odysei.
Powracający z Troi Odyseusz błądząc po świecie w poszukiwaniu drogi powrotnej do domu natknął się na skaliste ściany opływane przez błękitne wody Morzy Egejskiego. Stęskniony za rodzinną Itaką oraz żoną i synem, których opuścił aby wziąć udział w wojnie trojańskiej, nie przypuszczał iż przyjdzie mu spędzić kolejny rok z dala od ojczyzny. Wraz ze swoimi towarzyszami chciał jedynie na chwilę zejść z pokładu swojego statku. Początkowo wyspa wydawała się niezamieszkana. Trudno było bowiem odnaleźć choćby skrawek żyznej ziemi wśród nagich skał. Załoga szybko jednak odkryła, iż w głębi wyspy stoi wybudowany pałac, z którego wydobywa się przepiękny głos. Zwabieni anielskim śpiewem udali się na spotkanie swego przeznaczenia. Właścicielką wspaniałego pałacu okazała się wróżka Kirke, córka boga Heliosa. Zaprosiła swoich gości na wielką ucztę, po czym podstępnie zamieniła ich w lwy, świnie i psy. Towarzysze Odyseusza przybrali zwierzęcą postać w zależności od ich charakteru i natury. Jednemu z żeglarzy udało się zbiec z pałacu i powróciwszy na statek opowiedział Odyseuszowi jaki los spotkał nieszczęsną załogę. Niewiele myśląc król Itaki postanowił udać się na spotkanie z wróżką, aby błagać ją o uwolnienie swych poddanych. W drodze do pałacu Odyseusz spotkał boga Hermesa, który wyjawił mu sposób na uniknięcie czarów Kirke. Wystarczyło, że zmiesza odpowiedni gatunek roślin z napojem podanym mu przez wróżkę. Rada Hermesa okazała się skuteczna. Kirke próbowała podstępem również Odyseusza zmienić w dzikie zwierzę. W obliczu klęski wróżka obiecała przywrócić pechowym podróżnikom ludzką postać, co też niezwłocznie uczyniła. Tęsknota za rodziną nie okazała się zbyt silna, gdyż Odyseusz uległ urokowi Kirke. Spędził z nią rok na wyspie Ajaja, a owocem ich związku był syn Telegonos. Pod naciskiem swoich towarzyszy spragnionych powrotu do domu, Odyseusz opuścił piękną czarodziejkę i ruszył w dalszą tułaczkę. Ta opowieść nadaje wyspie pewnego mitycznego kolorytu. W rzeczywistości Gramvousa była świadkiem bardziej tragicznych wydarzeń i działań militarnych podczas wojen wenecko-tureckich.
Fort na wyspie Gramvousa został wzniesiony przez Wenecjan w latach 1579 – 1584, kiedy władali jeszcze Kretą. Było to strategiczne miejsce oporu przed zakusami Imperium Osmańskiego. Forteca otoczona jest z trzech stron murami grubymi na kilka metrów. Została ona zbudowana na planie kwadratu, przy czym długość każdego z boków wynosi około 1 km. Od północy natomiast dojścia do niej broni pionowy klif skalny, wyłaniający się z morza wysoko ku górze. Mury zachowały się do dziś w doskonałym stanie. Wewnątrz można zwiedzić ruiny starego kościoła oraz skład prochu. Podobno były tu aż 24 armaty, które miały skutecznie odstraszyć potencjalnych najeźdźców. Fort znajduje się na wysokości około 137 m n.p.m. Znad laguny prowadzi do niego wąska, kręta ścieżka, wijąca się wśród spalonych słońcem krzewów i kamieni. Dojście na szczyt góry zajmuje około pół godziny, lecz w upalne dni jest nie lada wyzwaniem. Roślinność wyspy jest na tyle niska, że nie daje żadnej ochrony przez lejącym się z nieba żarem. Z góry jednakże rozciąga się wspaniały widok na zatokę mieniącą się tysiącem barw oraz okoliczne wysepki. Pomimo, iż budowla znajduje się w znacznym oddaleniu od stałego lądu, ma doskonale skonstruowany system doprowadzania wody pitnej. Jest ona bowiem dostarczana przez dwie studnie wykopane przy brzegu i przechowywana w pięciu ogromnych rezerwuarach. Dzięki takiej konstrukcji możliwa jest nawet wielomiesięczna obrona, bez konieczności wyjeżdżania poza wyspę.
Jedna z wojen toczonych w latach 1645 – 1669 spowodowała znaczne osłabienie zarówno Republiki Weneckiej, jak i Imperium Osmańskiego. Tłem konfliktu było dążenie władców tureckich do systematycznego rozszerzania swoich wpływów. Poszukiwanie nowych źródeł dochodów miało uspokoić nieco wewnętrzne walki o władzę. Serenissima – Republika Wenecka, od dziesięcioleci znacząco traciła na sile i znaczeniu, którym szczyciła się przez ostatnich kilkaset lat. Przyczyn jej upadku można upatrywać między innymi w otwarciu nowych szlaków handlowych prowadzących przez Atlantyk do Nowego Świata. W konflikcie z Turkami, który rozegrał się sto lat wcześniej Wenecja utraciła Cypr, który miał ogromne znaczenie militarne i ekonomiczne. Ostatnim przyczółkiem na wschodzie, do którego sięgały zamorskie wpływy Serenissimy była Kreta, zwana również Kandią. Wyspa początkowo wydawała się łatwym łupem w obliczu osłabionej pozycji Wenecjan. Konflikt wenecko – turecki okazał się jednak dużo bardziej krwawy i wyczerpujący dla obu stron niż mogło się wydawać. W połowie 1645 roku wojska tureckie zaatakowały Chanię, ważny port leżący w północno-zachodniej części Krety. Walki obronne trwały dwa miesiące, jednakże pod wpływem przeważającej siły wojsk osmańskich, Wenecja musiała wycofać się z tej części wyspy. Turcy upojeni zwycięstwem ruszyli na podbój stolicy Krety – Kandii (dzisiejszy Heraklion). Przez kolejnych dwadzieścia lat miasto było oblegane przez Turków. W tle toczyło się jeszcze szereg innych bitew, które w ostatecznym rozrachunku doprowadziły do wyczerpania sił obu stron konfliktu. Upadek Kandii nie będącej w stanie dłużej bronić się przez naporem wojsk tureckich skutkował podpisaniem we wrześniu 1669 r. traktatu pokojowego pomiędzy Republiką Wenecką a Imperium Osmańskim. Tym samym zakończyło się wieloletnie panowanie Wenecjan na Krecie. Jedynym miejscem, nad którym Serenissima mogła sprawować kontrolę była Gramvousa oraz dwie niewielkie wysepki Spinalonga oraz Souda, leżące u północnych wybrzeży Krety. Dzierżąc władzę nad tym ostatnim bastionem, Wenecjanie mieli nadzieję nad odzyskaniem utraconych w wyniku wojny posiadłości. Nadzieje te jeszcze przez kilkanaście lat miały okazać się płonne, pomimo iż również rodowici Kreteńczycy bezskutecznie opierali się Osmańskim rządom.
To jednak nie koniec tej burzliwej historii. W latach 1684 – 1699 wybuchł ponownie konflikt pomiędzy wydawałoby się pogodzonymi stronami. Tym razem wojna miała nieco szerszy zasięg niż ta toczona dwadzieścia lat wcześniej. Działania militarne rozciągały się od Dalmacji aż po szerokie wody Morza Egejskiego. Głównym celem Wenecjan był Peloponez, który miał zrekompensować utratę terytoriów położonych na Krecie. Sułtanat zajęty w tym czasie na północy wojną z Habsburgami, nie był w stanie skoncentrować swoich wojsk w obronie swych południowych granic. Tym razem to Serenissima wyszła zwycięską ręką z trwającego kilkanaście lat konfliktu, zdobywając znaczne połacie ziemi należące do Imperium Osmańskiego. Wenecji udało się odzyskać również ważny punkt obronny Gramvousa, lecz jak się wkrótce okazało – nie na długo. Forteca znów poddała się tureckiej władzy w wyniku zdrady, jakiej dopuścił się jeden z neapolitańskich kapitanów Luca Della Rocca walczących pod wenecką banderą. Skuszony przez Turków wysoką łapówką oddał im warownię we władanie.
Gramvousa jeszcze raz stała się sceną dramatycznych wydarzeń historycznych, które poprowadziły Grecję do walk o odzyskanie niepodległości. W 1821 roku wybuchło powstanie, którego celem było wyzwolenie spod tureckiego protektoratu. Sytuacja geopolityczna oraz układ sił w ówczesnej Europie skłonił takie mocarstwa jak Wielka Brytania czy Rosja do pomocy Grecji przeciw Turkom. Car, toczący odwieczne wojny z sułtanem dążył do osłabienia swojego wroga. Również Anglia i Francja były żywo zainteresowane stworzenia – rękami Rosjan – przeciwwagi dla Turcji.
W 1825 roku greckim rebeliantom, do których dołączyli również Kreteńczycy udało się zdobyć fort Gramvousa. Pomimo wcześniejszych prób zdobycia zamku Turcy bronili się zaciekle. Dopiero grupa prowadzona pod wodzą Dimitriosa Kallergisa oraz Emmanouila Antoniadisa wdarła się do fortu w przebraniu Turków. Tutaj schronienie znalazło kilka tysięcy greckich powstańców, a warownia stała się bazą wypadową dla prowadzonych działań zbrojnych. Pomimo, iż Turcy nie zdołali odzyskać tego ważnego dla nich fortu, nie dopuścili do rozprzestrzeniania się rebelii na zachodnie prowincje Krety. Walki narodowo-wyzwoleńcze trwały kilka lat. Były one wyniszczające dla kraju oraz dla ludności cywilnej, ale ostatecznie umożliwiły Grecji utworzenie niepodległego państwa.
W tym czasie liczba osób uciekająca na Gramvousę przed wojenną zawieruchą systematycznie rosła, przybierając zorganizowaną formę. Zbudowano tu nawet kościół i szkołę. Jednakże warunki życia na wyspie były niezwykle trudne. Ukształtowanie terenu oraz utrzymujące się przez większą część roku upały nie sprzyjały uprawie roślin czy hodowli zwierząt. Na dłuższą metę braki w dostawie pożywienia spowodowały, iż wyspiarze zaczęli parać się piractwem. Napadali oni na wszystkie przepływające tamtędy statki, co przynosiło znaczne straty ekonomiczne europejskiej żegludze handlowej. Pod naciskiem Francji i Wielkiej Brytanii nowopowstały rząd grecki rozprawił się z grasującymi na Gramvousa rabusiami. Pozbawieni dotychczasowego źródła dochodu mieszkańcy opuścili wyspę. Do dziś jest ona niezamieszkała, a zbudowany na jej szczycie fort powoli zaczął popadać w ruinę.
Obecnie najprostszym sposobem dopłynięcia do Gramvousa jest odbycie rejsu statkiem, który wypływa z portu w Kissamos. Ostatnimi czasy wyprawa na wyspę oraz leżącą nieopodal lagunę Balos stała się popularna. Być może turyści skuszeni niezwykłym krajobrazem, a może legendą o grasujących w tych okolicach piratach chętnie udają się w kilkugodzinny rejs po krystalicznych wodach Morza Egejskiego. Dodatkową atrakcję stanowi na wpół zatopiony wrak statku „Dimitrios”, którego los rzucił w tę okolicę. W drugiej połowie lat 60-tych ubiegłego wieku miał on wyruszyć z Grecji do Afryki Północnej z ładunkiem 400 ton cementu. Niesprzyjające warunki pogodowe, trwające kilka dni ulewy i burze zmusiły kapitana statku do zatrzymania się w zatoce opływającej Gramvousa. Niestety przeciążenie oraz usterka techniczna uniemożliwiły dalszy rejs. Statek przechylił się pod naporem wody i w takim stanie pozostał do dziś. Przez kolejne lata uległ on niszczycielskiej sile rdzy, pozostając na zawsze częścią krajobrazu wyspy.
Nieodłącznym elementem wycieczki na Gramvousę jest wizyta na Balos. Niektórzy twierdzą, iż nie trzeba lecieć na Karaiby by poczuć prawdziwą nutę egzotycznej przygody. Niezależnie od tego, czy jest to faktycznie prawda czy nie, można uznać to miejsce za kawałek raju na ziemi. Laguna ta w wielu rankingach turystycznych zajmuje bardzo wysokie noty jako jedna z najpiękniejszych na ziemi. Krystalicznie czysta woda, mieniąca się tysiącem barw i drobniutki, różowy piasek oferują wspaniały wypoczynek z dala od rzeszy turystów ściągających rokrocznie na Kretę. Rzadko zdarza się, iż laguna jest zupełnie pusta, jednakże jest to doskonała alternatywa dla osób zmęczonych komercyjną ofertą biur podróży. Próżno szukać tu typowych, nadmorskich barów i plaż zastawionych leżakami i parasolkami. Jedynym śladem działalności turystycznej jest malutki bar, prawie niewidoczny, bo schowany wśród wydm, a kilka leżaków i stolików zupełnie nie psuje tego pięknego krajobrazu. Na lagunę można dostać się statkiem, zwiedzając przy okazji Gramvousę lub samochodem. Ten drugi sposób jest bardziej męczący, gdyż wymaga przebycia kilkukilometrowej trasy, szutrową drogą.