Trudno jest opisywać miejsce, którego de facto już nie ma, a jego utrata jest bezpowrotna. Natura czasem niszczy to co tworzyła przez setki tysięcy, a nawet miliony lat. My postanowiliśmy jednak zamieścić artykuł o jedynej w swoim rodzaju, czerwonej skale będącej dziś już niestety tylko wspomnieniem.
Maroko mieni się różnymi kolorami. To bez wątpienia jeden z tych krajów, który odbiera się wszystkimi zmysłami. Nie tylko wzrok, ale także smak i węch są potrzebne, aby w pełni poznać ten niesamowity kraj. To wspaniała mieszanka barw, zapachów i potraw przyprawionych egzotycznym kuminem i drogim, osiągającym zawrotne ceny szafranem. Maroko ma do zaoferowania ujmującą swym pięknem przyrodę i architekturę. Tu ścierają się wpływy kultury Zachodu i islamu, na każdym kroku można dostrzec cechy charakterystyczne dla kontynentu afrykańskiego, ale także i europejskiego. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie: gwarne i zatłoczone targowiska, luksusowe hotele i restauracje, zaciszne zakątki, zwłaszcza te znajdujące się w górach lub na terenach pustynnych.
Około 150 kilometrów na południe od znanego kurortu Agadir znajduje się najpiękniejszy fragment pasa wybrzeża atlantyckiego – Legzira. Niesamowite formacje skalne, wyrzeźbione przez morze i wiatr zaskakują różnorodnością barw i kształtów. W dużej części są to miękkie skały osadowe, dlatego też z łatwością poddawały się działaniu wody i powietrza. Wpadające wprost do morza strome, czasem wręcz pionowe klify stanowią nieodłączny element krajobrazu marokańskiego wybrzeża.
Na ośmiokilometrowym odcinku szerokiej plaży wyrastają monumentalne formacje skalne, z których najbardziej charakterystyczne to dwa ogromne, kamienne łuki, zatopione podczas przypływu w oceanie. Niestety we wrześniu 2016 roku jeden z ich runął, znikając bezpowrotnie w morskiej kipieli. Ze wspaniałego łuku podmywanego przez fale pozostał jedynie gruz, a ten wspaniały cud natury można podzwiać już jedynie na starych fotografiach.
Wrażenia, jakie oferuje natura potęguje rdzawo-czerwony kolor nadbrzeżnych skał, kontrastujący z błękitem nieba i bielą wysokich fal rozbijających się o brzeg. Najpiękniejszy spektakl można oglądać podczas zachodu słońca, kiedy to chowające się za horyzontem promienie oświetlają kamienne ściany, podkreślając jeszcze bardziej ich jaskrawy kolor.
Tutejsze plaże są prawie puste, przez co Legzira zachowała swój dziewiczy wygląd. Nieopodal co prawda jest kilka hotelików wtopionych w nadbrzeżną ścianę, lecz są one prawie niewidoczne za sprawą takiego samego koloru murów, jak rozciągający się wokoło pejzaż. Jest to enklawa będąca doskonałą alternatywą dla hałaśliwego, tętniącego życiem Agadiru. Póki co można tu spotkać jedynie garstkę turystów, którzy jak się wydaje znaleźli się w tym miejscu przez przypadek.
W ciągu dnia możliwe jest przejście wzdłuż całego odcinka nadbrzeża, podczas odpływu odsłaniającego plażę. Wieczorem jest to zazwyczaj utrudnione, ponieważ woda przykrywa część piasku. Wówczas przypływ może odciąć drogę powrotu, a wspięcie się na niedostępne, wysokie skały staje się niewykonalne bez specjalistycznego sprzętu i określonych umiejętności. Pionowe ściany sięgają miejscami 60 metrów, dlatego też warto dobrze zaplanować wyprawę na wybrzeże w Legzirze, aby móc potem bez problemów powrócić do domu.
Przy plaży znajduje się zaledwie kilka kawiarenek i restauracji oferujących lokalne specjały. Wielu miejscowych rybaków sprzedaje dary, które zaoferowało im morze. Można więc skosztować świeżo złowione ostrygi, ośmiornice czy ryby. Chyba największą atrakcją tej okolicy jest możliwość zjedzenia owoców morza opiekanych na prowizorycznych grillach, rozstawionych tuż nad jego brzegiem. Podawana do tego mocna herbata, udekorowana liściem mięty jeszcze bardziej podkreśla smak serwowanych potraw.
Szum fal i ciepłe słońce przypomina, że są jeszcze na Ziemi obszary, na których można żyć w harmonii z przyrodą. Legzira oraz jej okolice często nawiedzane są przez silne wiatry, dlatego też atlantyckie wybrzeże jest coraz chętniej wybierane przez miłośników windsurfingu i katesurfingu.
Po plażowaniu w zacisznych zatokach warto odwiedzić niewielkie, bo liczące około 20.000 mieszkańców miasteczko Sidi Ifni, oddalone od klifowego wybrzeża o 10 kilometrów. Biała zabudowa wspaniale kontrastuje z błękitną taflą oceanu oraz czerwonym piachem, na którym wyrosła osada. Sidi Ifni może poszczycić się bogatą, bo prawie pięćsetletnią historią. Przez większą część swego istnienia znajdowała się pod protektoratem Hiszpanii, wchodząc w skład tzw. prowincji Santa Cruz de la Mar Pequeña, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza Święty Krzyż Małego Morza. Obejmowała ona swoim zasięgiem całkiem spory obszar, przebiegający wzdłuż południowo-zachodniego Atlantyku aż do Wysp Kanaryjskich. Było to strategiczne miejsce dla Korony Hiszpanii, gdyż tędy przebiegały ważne szlaki handlowe, w tym cieszący się niechlubną sławą szlak przerzutu niewolników z Czarnego Lądu. Miasto w czasie swego istnienia przechodziło z rąk do rąk, znajdując się zarówno pod zwierzchnictwem marokańskim, jak i francuskim, aż ostatecznie weszło w skład Królestwa Maroka. Nastąpiło to dopiero w 1969 roku. Stało się tak na skutek wojny o Ifni, zwanej czasem „Zapomnianą wojną”, która wybuchła w 1957 roku. Wówczas Maroko, które niedawno wyzwoliło się spod francuskiej hegemonii podjęło próbę odzyskania historycznych przyczółków ciągnących się wzdłuż Oceanu Atlantyckiego. Działania militarne pomiędzy walczącymi państwami zakończyły się rok później podpisaniem przez nie traktatu pokojowego. Na mocy tego porozumienia Hiszpania utrzymała Sidi Ifni. 11 lat później została ona jednak zmuszona do oddania miasta, dzięki czemu stało się ono częścią marokańskiego Królestwa. Obecnie bazą ekonomiczną Sidi Ifni jest dobrze rozwinięty przemysł rybny oraz obsługi portowe. Miejscowa ludność wywodzi się z odłamu plemion berberyjskich, zamieszkujących głównie górzyste tereny Afryki Północnej oraz z Saharę. Największą atrakcją miasta jest zabudowa kolonialna z lat 30-tych XX wieku, zwłaszcza ta reprezentująca styl art déco. Warte odwiedzenia perełki architektury to pałac królewski, będący również siedzibą gubernatora oraz ratusz z okazałą wieżą zegarową. Dominuje tu przepych charakterystyczny dla sztuki mauretańskiej, który doskonale współgra z symetrią i powtarzającymi się schematycznie motywami, które są stosowane w architekturze art déco.